Welcome back
Pierwsza przejażdżka od ponad dwóch miesięcy. Wyruszyłem o zmierzchu, co o tej porze roku oznacza godzinę szesnastą z minutami. Trudno było przekonać rozleniwione mięśnie do wydajnej pracy, co niestety przełożyło się na skromną prędkość średnią. Organizm odzwyczajony od regularnego wysiłku potrzebował więcej tlenu rozprowadzanego przez życiodajny płyn, więc rytm serca przywodził na myśl raczej hard-rock niż spokojną balladę. „Pompka” większość swojego czasu spędziła zatem w trzeciej strefie. Mimo tych drobnych niedogodności uważam, że dystans był całkiem przyzwoity.