Ucieczka
Dzisiaj nie będzie opisów spektakularnych podjazdów, szalonych zjazdów czy pięknych krajobrazów. Celem tej bardzo osobistej przejażdżki nie był żaden punkt geograficzny, lecz… zagłuszenie emocji, zagłuszenie poprzez wysiłek. Są takie chwile, gdy potrzebuję być sam, uciec od świata, złapać trochę ciszy, także tej wewnętrznej, posłuchać czegoś, co na co dzień jest ukryte pod grubą warstwą materialnej strony cywilizacji.
Tylko jeden mały fragment, tylko jednego z odwiedzonych miejsc został uwieczniony na fotografii. Pewnie rzadko trafiają tutaj takie zdjęcia… A może się mylę? Nieważne. Istotne, że dzisiaj musiałem się tam znaleźć choćby przez chwilę. A potem była już tylko droga, raz lepsza, raz gorsza, raz pod górę, raz w dół. Zupełnie jak w życiu. Niekiedy mocno musiałem się napocić, aby powoli wjechać na wzniesienie, ale im więcej wysiłku musiałem w to włożyć, tym większą radość i satysfakcję odczuwałem, gdy byłem już na szczycie. Kolejna analogia do życia.
Gdy wyruszyłem spod domu, niebo zakrywały ciężkie ciemne chmury, z których - zdawało się - zaraz spadnie deszcz. Ale gdzieś po drodze, niezauważalnie, nawet nie wiem kiedy i nie pamiętam, w którym miejscu wyjrzało słońce. Nie na długo. A jednak zdawało się mówić „Jestem tutaj a te chmury w końcu przeminą. Może spadnie z nich deszcz, może nawet będzie burza, ale przeminą. Odsłonią błękit nieba i ujrzysz mój blask w całej okazałości.”
Podbudowany tą nutką optymizmu i nadziei wróciłem do domu. Emocji nie zagłuszyłem. Wróciły do mnie natychmiast, gdy zsiadając z roweru wróciłem do rzeczywistości. Prawdę mówiąc wiedziałem, że tak będzie i wcale mnie to nie zmartwiło. One są częścią mnie, bez nich nie byłbym tym samym człowiekiem i to dzięki nim mogę powiedzieć, że…
I pozwólcie, że w tym miejscu pozostawię niedopowiedzenie.
Czyż życie nie jest cudowne w swej nieprzewidywalności?