Lasek Wolski i nie tylko
Brunet wieczorową porą wybrał się tym razem do Lasku Wolskiego. W porównaniu do wczesnego popołudnia było chłodno, bo jedyne 28 stopni ;). Podjazd do ZOO nie robi już takiego wrażenia jak kiedyś. Setki kilometrów przejechane w górzystym terenie zaczynają procentować. Mimo tego na podjeździe do Kopca Piłsudzkiego miałem lekcję pokory w postaci dwóch cyklistów, którzy bez specjalnego wysiłku wyprzedzili mnie. Teoretycznie mógłbym jechać równie szybko, ale wówczas mój język zlizywałby kurz z ramy, co zapewne nie byłoby higieniczne.
Obok Kopca zauważyłem ścieżkę wiodącą przez las z wyraźnymi śladami jej eksploracji przez rowerzystów. Pomyślałem, że skoro ktoś tędy jechał, to i ja dam radę... Podjętej decyzji nie można było już zmienić, bo nie da się zawrócić na trakcie o nachyleniu 21%. Ba! Nie da się nawet zatrzymać! Starałem się zatem utrzymać delikatną równowagę pomiędzy zablokowaniem tylnego koła a nadmiernym przyspieszeniem. W obu przypadkach groziła "gleba" z tym, że w przypadku blokady koła ucierpiałaby jedynie moja czteroliterowa duma a w przypadku zbyt dużej prędkości mógłbym nieco zmienić swoją anatomiczną budowę ;).
Zjazd się jednak udał i już nie mogę się doczekać powtórki z rozrywki.
A potem podjechałem jeszcze do Balic, wróciłem do Centrum, pojechałem do Nowej Huty i przez Mogiłę oraz Rybitwy wróciłem do domu...