V etap Tour de Pologne
Gdy piszę te słowa, już wiadomo, że „Kwiato” wygrał kolejny etap
Tour de Pologne. Jak już wczoraj wspominałem, dzisiaj planowałem „zasadzenie”
się przy trasie i zrobienie kilku fotek. Zrobiłem więc sobie przerwę w pracy i
pojechałem. Wybrałem nieco inną trasę dojazdową, aby po raz kolejny nie mierzyć
się z podjazdem do Sierczy. Okazało się, że „zamienił stryjek siekierkę na
kijek”, bo droga, którą wybrałem, była w remoncie, więc nieco mniejsze nachylenie
wcale nie oznaczało łatwiejszej jazdy. Prawie godzinę przed planowanym
przejazdem kolarzy byłem już na miejscu w pełnej gotowości. Pół godziny przed
terminem zniknęły prywatne samochody, potem przejechała kolumna reklamowa, a
jeszcze później samochód Czesława Langa, co oznaczało, że peleton jest tuż,
tuż. No i był. Pomimo faktu, że stałem na podjeździe, „ogień” z peletonu był
taki, że po kilkunastu sekundach było już po wszystkim. To tylko pokazuje, jak przepaść
dzieli profesjonalistów od amatorów. Zawodnicy pod górę jechali z taką
prędkością, a jaką ja… zjeżdżam. No może troszkę wolniej.
Do domu, a raczej do pracy, wróciłem przez Wieliczkę, starając się
dorzucić dodatkowe kilometry do skromnego dystansu.
Kolumna reklamowa w akcji.
Czoło peletonu.
Gdzieś tam jest nasz „Kwiato”.
Jest! Jest!
I tyle ich widzieli…