Mgła
Justyna Kowalczyk biegła już po złoto, gdy wyruszałem na
dzisiejszą przejażdżkę. Ubrałem się dosyć odważnie, czyli zamiast zimowej
kurtki wybrałem ocieplaną bluzę. Poza odprężeniem, które przynosi mi każda
przejażdżka, miałem jeszcze inny cel. Zamierzałem przetestować nowy nabytek,
którym jest… aparat fotograficzny. Ten dotychczas używany wyraźnie odstawał
parametrami od wymagań współczesności. W czasach fotografii analogowej dobry
aparat kupowało się na lata. Technika cyfrowa zmieniła ten stan rzeczy. Dotyczy
to praktycznie wszystkiego. Mój telewizor ma – uwaga – 22 lata. Wcześniej czy
później odmówi posługi i wtedy kupię nowy, płaski, cyfrowy. Po kilku latach
będzie już tak przestarzały, że pewnie będę musiał go wymienić. I tak oto kręci
się współczesna gospodarka. No ale nie o tym miałem pisać…
Plany testowania nowego aparatu zostały pokrzyżowane
przez pogodę. Scenerią przejażdżki był bowiem Kraków spowity we mgle. Dopiero w
okolicy Przegorzał pojawiło się słońce, ale powietrzu daleko było do
przejrzystości. Południowy wiatr nie dawał się we znaki, a mnie, pomimo
lekkiego ubrania, było wystarczająco ciepło. Gdy ponownie znalazłem się bliżej
centrum miasta, słońce znów schowało się za oparami mgły. Mimo to jeździło mi
się na tyle dobrze, że planowane 40 kilometrów zostało wydłużone do ponad 60.
Zamek w Przegorzałach
Zamglona Wisła w okolicach Mostu Wandy