Wieczorna przejażdżka z błotkiem w tle
Deszcz padał w Krakowie tylko przed południem, ale wilgoć
utrzymywała się przez cały dzień i gdy wieczorem wybierałem się na przejażdżkę,
ulice ciągle były mokre. Nie planowałem jakiejś specjalnie atrakcyjnej trasy,
co zresztą nie miałoby większego sensu, bo podziwianie pięknych widoków w
ciemności jest mocno utrudnione. Przez Rybitwy dojechałem do Wisły i
skierowałem się w stronę Stopnia Wodnego Kościuszko. Wiał dosyć silny, zachodni
wiatr, więc musiałem solidnie pracować. Nie mogłem zbyt mocno pochylić się nad
kierownicą, aby zmniejszyć opór powietrza, bo w ciemności nie dostrzegłbym
spacerowiczów i biegaczy, którzy niestety nie zawsze wyposażeni są w latarki
lub chociażby odblaskowe elementy garderoby.
Dojechałem do stopnia wodnego i przejechałem kładką na drugi brzeg
Wisły. I tutaj mała dygresja. Kraków zamierza się starać o organizację Igrzysk
Olimpijskich, a od lat nie można wybudować kawałka utwardzonej drogi łączącej
kładkę przy Stopniu Wodnym Kościuszko z drogą dla rowerów. Wszystko zapewne wyglądałoby
inaczej, gdyby radni korzystali z rowerów, a nie wozili swoich samorządowych
czterech liter samochodami – zresztą zapewne na koszt podatnika. W nagrodę za dotarcie
na drugi brzeg rzeki zostałem spryskany błotem i po czystym rowerze zostało już
tylko wspomnienie.
Powrót był szybki, łatwy i przyjemny. Po drugiej
stronie Wisły nie spotkałem nikogo aż do Salwatora. Popychany wiatrem jechałem
w stronę domu. Niebo, na którym jeszcze niedawno widziałem gwiazdy, pokryło się
chmurami. Zapadła noc.