Prolog
Początek nowego roku, a więc kolejny rowerowy sezon czas zacząć. Ponieważ długi weekend jeszcze się dla mnie nie skończył, więc na dzisiejszą przejażdżkę mogłem się wybrać za dnia. Taki przynajmniej był plan. Przed południem poświęciłem trochę czasu na doprowadzenie do czystości zimowego roweru. Nasmarowałem także łańcuch oraz wymieniłem baterię w czujniku kadencji. Do jazdy byłem gotowy już po dziesiątej, ale musiałem czekać na kuriera, który miał się u mnie pojawić, aby zabrać paczkę z nieudanym rowerowym zakupem i odesłać ją do nadawcy. Owym nieudanym zakupem była sztyca do budowanego roweru szosowego, która niestety okazała się zarysowana na prawie całej długości. Jestem maniakiem jakości, więc nie miałem wyjścia i towar powędrował do sprzedawcy.
Ostatecznie wyruszyłem dopiero po czternastej. Miałem więc około półtorej godziny do zachodu słońca. Temperatura była delikatnie na plusie. Subtelny wiatr nie przeszkadzał w jeździe. Poruszałem się wyłącznie po mieście. Pomimo popołudniowych godzin szczytu nie było wielkiego ruchu. Niektórzy podobnie jak ja przedłużyli sobie świąteczny wypoczynek. Delektowałem się jazdą, a tymczasem temperatura powoli zaczęła spadać. Ulice stały się śliskie. Przekonałem się o tym na jednym z zakrętów, ale na szczęście obyło się bez brutalnego „przyziemienia”. Początkowo zamierzałem pokonać jedynie 40 kilometrów, lecz jechało się na tyle dobrze, że dokręciłem jeszcze dodatkowe 10. Trzeba korzystać ze sprzyjających warunków, bo wcześniej czy później przyjdzie zima i wtedy nie będzie już tak łatwo.
Do domu wróciłem po zmierzchu. Nie byłem zmarznięty, ale gorąca herbata z sokiem malinowym była jak najbardziej na miejscu.
Sezon 2014 uważam za otwarty!