W oparach smogu
Dopiero co pisałem o orkanie Ksawery, który zdmuchnął znad Krakowa cały smog, dzięki czemu mogłem delektować się jazdą w czystym powietrzu. Radość nie trwała długo. Minęło kilka dni i sytuacja wróciła do przykrej, zimowej normy. Dzisiaj Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska w Krakowie ogłosił, że ze względu na przekroczenie emisji jakichś tam pyłów, zaleca się, aby nie przebywać zbyt długo na zewnątrz.
Mimo wszystko wybrałem się na przejażdżkę. Postanowiłem, że nie będzie zbyt długa i na wszelki wypadek pojechałem na wschód, poza granice Krakowa. Powietrze istotnie nie przypominało uzdrowiska. Nie wiem czym tutaj ludzie palą w piecach, ale spaliny zawierają przynajmniej połowę tablicy Mendelejewa. Oddychać jednak musiałem. W Węgrzcach Wielkich zawróciłem w stronę miasta, co miało ten negatywny skutek, że oprócz wdychania „toksyn” musiałem walczyć z mocnym, przeciwnym wiatrem. Oj ciężko się jechało, a licznik wyjątkowo leniwie odliczał kolejne kilometry. Na domiar złego po raz kolejny spotkałem kilku „buraków”, którzy uparli się, aby pobić rekord Guinessa w kategorii „najmniejszy bezpieczny odstęp przy wyprzedzaniu rowerzysty”.
Smog, wiatr i „buraki” sprawiły, że podjeżdżając pod dom odetchnąłem z ulgą…