O włos
Nieustający maraton remontowo-malarski trwa, ale tym razem się wycwaniłem i wziąwszy dwa dni urlopu, zabrałem się za pracę już przed południem. Miałem co prawda zamiar nadrobienie braków snu, ale akurat na dzisiaj nasza Wspólnota Mieszkańców zakontraktowała robotników, którzy mieli coś naprawić i swoją hałaśliwą pracę rozpoczęli – o zgrozo – już o 7:20.
Wczesnym popołudniem byłem już wolny i mogłem spokojnie wybrać się na rowerową przejażdżkę. Korzystając z lekkiego ochłodzenia, postanowiłem, że pojeżdżę sobie nieco dłużej niż zwykle. Zachodni wiatr nieco utrudniał jazdę w tym kierunku, ale poza tym warunki były idealne. Jadąc okrężną drogą, odwiedziłem Nową Hutę, przejechałem przez Batowice, pojawiłem się w Zielonkach. Byłem w Rząsce i w Balicach, a potem w Kryspinowie. Przejechałem przez Salwator i jadąc wzdłuż Wisły dotarłem do Dąbia. Stamtąd zamierzałem już wrócić do domu.
Jechałem ścieżką rowerową przy ulicy Botewa. Miałem wiatr w plecy, więc poruszałem się w miarę szybko. Jakieś 40 km/h. Nagle z jednego z parkingów wyjechał dostawczy mercedes. Jego kierowca w ogóle nie spojrzał, czy ma wolną drogę. Po prostu nagle wyjechał i czekając na możliwość włączenia się do ruchu, zatrzymał auto, zastawiając drogę rowerową i chodnik. Nie miałem dokąd uciec i jedyną szansą pozostawały hamulce. Nacisnąłem „klamki” i miałem nadzieję, że zatrzymam się w porę… Stanąłem jakieś 20 cm od przeszkody. Kierowca spojrzał na mnie zdziwiony i ignorując moje poirytowanie, spokojnie pojechał w swoją stronę. Zakląłem pod nosem, ale prawdę mówiąc miałem ochotę rzucić „mięsem” tak mocno, że gdyby to mięso zapakować na samochód, który zastawił mi drogę, nie byłby w stanie ruszyć się z miejsca. Najważniejsze, że nic się nie stało. Przecież… mogłem pogiąć koło ;).
Ciekawe, czy każdy może tutaj zamieszkać?