Pagórkowata wycieczka
Poranek jeszcze był pochmurny, ale już przed południem pojawiły się pierwsze skrawki błękitu na niebie. Zrazu nieśmiało, a potem coraz mocniej zaczęło świecić słońce, przypominając, że mamy czerwiec, który jest przecież najcieplejszym miesiącem roku. Cyferki elektronicznego termometru układały się powoli w coraz większe liczby, ale zatrzymały się w okolicach 18°. Na prawdziwe upały trzeba jeszcze poczekać.
Ciesząc się z braku deszczu i nie bacząc na temperaturę, wybrałem się na popołudniowo-wieczorną przejażdżkę. Miałem na sobie koszulkę z krótkim rękawem i prawdę mówiąc, na początku odczuwałem chłód. Odczucie to trwało krótko, bo świadomie kierując się w stronę Wieliczki, wiedziałem, że wybieram mocno pagórkowaty teren, który nieźle mnie rozgrzeje. I tak właśnie się stało. Po pierwszych stu kilkudziesięciu metrach przewyższeń byłem już mocno rozgrzany. Z Wieliczki skierowałem się z powrotem do Krakowa, ale poruszałem się jego południowymi granicami. Rzeźba terenu nadal była pagórkowata, a takie klimaty lubię najbardziej. Owszem, trzeba się trochę zmęczyć na podjazdach, ale potem otrzymuje się nagrodę w postaci odprężających zjazdów. Dojechałem do Swoszowic i jadąc wzdłuż Szlaku Twierdzy Kraków, dotarłem do Klinów. Potem ulicą Kobierzyńską skierowałem się w stronę centrum. Przejechałem przez Rondo Matecznego i po chwili byłem już nad Wisłą, by w końcu znaleźć się na Salwatorze. Jeszcze chwila i byłem przy Błoniach. Tam stwierdziłem, że Strefa Kibica Euro 2012 jest ciągle placem budowy (o piłce nożnej i o jej fenomenie zamierzam już wkrótce napisać na moim blogu). Dotarłem do Plantów, okrążyłem Stare Miasto, ulicą Kopernika dojechałem do Ronda Mogilskiego, a potem pojechałem do Nowej Huty. Do domu wracałem przez Mogiłę, Łęg i Rybitwy.