Kontemplacja pod zachmurzonym niebem
W zasadzie miałem dzisiaj nie jeździć. Spałem długo, co nie powinno dziwić bo wszakże przez pięć roboczych dni wstaję o 5:00, więc w sobotę staram się nieco odespać. Za oknem padał deszcz, było szaro, chłodno i tak ogólnie mało sympatycznie. Przedpołudnie spędziłem więc z pilotem w ręce a na obiad wyskoczyłem do "Chińczyka". Wracając stwierdziłem, że skoro już nie pada, to może zrobię przynajmniej kilkanaście kilometrów dla zdrowia...
Niespodzianka. Z racji pogody większość ludzi została w domach lub kosztowała niezapomnianych wrażeń w hipermarketach. Oops... Sorki... Jakich hipermarketach? Galeriach handlowych oczywiście! "Weekendowych" rowerzystów było więc niewielu i tak dobrze się jechało, że z planowanych kilkunastu zrobiło się ponad 70 kilometrów! Spokój na trasie i umiarkowana temperatura spowodowała, że mogłem bezpiecznie uciec myślami od rzeczywistości...
(Jeszcze niedawno była powódź a teraz można przejść w bród na drugi brzeg Wisły)
(W tle nieostre zarysy Klasztoru Kamedułów na Bielanach. Braciszkowie wybaczą, ale to kierownica odgrywa tutaj rolę pierwszoplanową.)