Przedświątecznie (AD 2013)
Dokładnie rok temu popełniłem wpis o identycznym tytule – oczywiście bez adnotacji Anno Domini. Wtedy narzekałem na sąsiada, który trzepał dywany o świcie. Dzisiaj na szczęście obyło się bez podobnych niespodzianek.
Na przejażdżkę wybrałem się jeszcze przed południem. Było na tyle ciepło, że założenie kominiarki okazało się kiepskim pomysłem. Często musiałem ją odchylać, aby zaczerpnąć większą ilość świeżego powietrza. Trasa była dosyć rutynowa. Najpierw Rybitwy, potem Dąbie, a następnie ścieżka rowerowa wzdłuż Wisły, aż do ulicy Mirowskiej. Przejazd na drugi brzeg, dojazd do Tyńca i powrót do centrum miasta ulicą Tyniecką. Dystans całkiem niezły jak na grudzień. Niestety poza niepotrzebną kominiarką popełniłem jeszcze jeden błąd. Nie zabrałem ani bidonu, ani choćby jednego banana na drogę. Z powodu braku energii ostatnie kilometry pokonywałem więc w dosyć ślimaczym tempie.